Listen online to Uniwersytet SWPS - Kobiecość (Nie)Doskonała - Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska and find out more about its history, critical reception, and meaning. Przyjaciele AA o Wspólnocie - Ewa Woydyłło-OsiatyńskaWszelkie prawa zastrzeżone. Zabrania się zmieniać, kopiować i w jakikolwiek sposób wykorzystywać utwór b Podcast z audycji Magazyn Radia TOK FM. Agnieszka Lipińska. Gośćmi audycji byli: Ewa Woydyłło-Osiatyńska, Monika Sławecka. Dostępna transkrypcja. Temat: Jak kobiety uzależniają się od alkoholu? 1.8K views, 34 likes, 9 loves, 0 comments, 14 shares, Facebook Watch Videos from ASP w Katowicach: O lęku, walce i godzeniu się ze stratą, o fazach wyjścia i towarzyszącym im bogactwie uczuć i Pani Ewa Woydyłło-Osiatyńska będzie gościem świątecznego spotkania Oddziału Warszawskiego, które - jak ostatnio mamy to w zwyczaju - odbędzie się Na te i inne pytania odpowie gościni honorowa dr Ewa Woydyłło - Osiatyńska. Zadbaj o siebie i już dzisiaj zarezerwuj sobie miejsce. Zapraszam Ciebie!- Mariola Mastek Warsztat odbędzie się on-line na żywo. Piątek: 24 Marca 2023 godz.: 19:00-20:30 irlandzkiego czasu; 20:00-21:30 polskiego czasu. Liczba miejsc ograniczona! . Doktor psychologii, psychoterapeutka, specjalistka w dziedzinie uzależnień i problemów rodzinnych. Autorka artykułów i wywiadów o tematyce rozwojowej i społecznej oraz wielu książek, Sekrety kobiet, Podnieś głowę, W zgodzie ze sobą, Buty szczęścia, Bo jesteś człowiekiem: żyć z depresją, ale nie w depresji, Dobra pamięć, zła pamięć, Żal po stracie: lekcje akceptacji. Członkini Rady Programowej Fundacji ABC XXI „Cała Polska czyta dzieciom”. Bierny, bezwolny idealista ma depresję, aktywny realista jej nie ma Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska – psycholog i psychoterapeuta Niektórzy ludzie czują, że nadchodzi depresja. Czy można jej jakoś zapobiec? – Niewielki procent tzw. depresji endogennych wynika z poważnych zaburzeń funkcjonowania mózgu, niezależnych od sytuacji zewnętrznych. W innych przypadkach, gdy na pogorszenie nastroju wpływają przykre zdarzenia, rzeczywiście można, a nawet trzeba, depresji zapobiegać. Wielu ludzi myśli, że gdy ktoś jest dłużej smutny, to ma depresję. Zgadza się? – Albo wystarczy, że komuś nie chce się rano wstać. Depresja to słowo wytrych dla wszelkich odmian obniżonego nastroju. Szkoda, że jest pojęciem tak wieloznacznym. Kiedy możemy sobie udzielić wsparcia? – We wszystkich trudnych sytuacjach – żałoby, choroby, bólu fizycznego, cierpienia psychicznego po rozstaniu… Mam na myśli depresje sytuacyjne lub adaptacyjne. W odróżnieniu od nich depresji wynikającej z zaburzeń neurofizjologii mózgu raczej nie sposób zapobiec. Czy depresja endogenna, niezależna od nas, jest nieuleczalna? – Jest uleczalna w tym sensie, że można z nią żyć, tak jak z cukrzycą. I do tego służy farmakoterapia. A bez leków da się z niej wyjść? – Jeśli komuś się udaje, to w porządku. W większości przypadków jednak leki przeciwdepresyjne są niezbędne. ZALEŻY OD SYTUACJI Powiedzmy teraz o depresjach sytuacyjnych. Kto je ma? – My wszyscy, w mniejszym lub większym stopniu. Ludzie wrażliwi reagują emocjonalnie na życiowe problemy. Myślący i czujący ludzie mają od czasu do czasu problemy z przemijaniem, boją się chorób, niektórzy mają osobowość narcystyczną i oczekują od życia samych przyjemności albo po prostu bywają malkontentami. Często nie sposób ich przekonać, że w chwilach gorszego samopoczucia lepiej pójść na spacer, wyjść z psem lub po zakupy, niż siedzieć w domu i czekać na pogłębienie złego nastroju. Dlaczego jedni, gdy dopada ich melancholia, idą np. pobiegać, a drudzy nie są w stanie? – Nasze zachowania są nawykowe. Jeśli ktoś od dzieciństwa nie uprawiał żadnego sportu, potem też nie będzie tego robił. Jeżeli nie musiał wychodzić z psem, sceduje obowiązki na kogoś innego, a sam będzie unikał wszelkiej aktywności. Na depresje zapadają osoby, które mają dla swojej bierności bardzo wiele usprawiedliwień. Taki ktoś może np. pochodzić z bardzo bogatego domu, opływać w przyjemności życiowe, o tego rodzaju człowieku Rosjanie mówią: z żiru biesitsa (wariuje z nadmiaru dóbr). Jednak równie dobrze może to być osoba z piątką dzieci, skromnie żyjąca, ale którą przytłacza szare, codzienne życie. Na depresję może też zachorować inżynier, którego zwolniono z pracy, a potem szuka jej przez pół roku i nie może znaleźć. Zaczyna odczuwać najpierw smutek, potem popija, aż w końcu dopada go depresja. Tymczasem mógłby jej uniknąć, podejmując jakąkolwiek pracę. Powiedziałabym tak: bierny, bezwolny idealista ma depresję, aktywny realista jej nie ma. A artyści? – Artyście przede wszystkim wypada mieć depresję. Tak jak wypada być alkoholikiem. Stereotypowy poeta upija się już za młodu, bo cierpi. Potem często już niczego wielkiego nie napisze. À propos… czy pani wie, że np. Miłosz nie miał depresji? Niemożliwe. – Jeśli nawet miał niewielką, związaną z tęsknotą za krajem, potrafił z nią żyć. Bo nie sztuka nigdy nie być w depresji, ale sztuka z nią żyć. Co charakteryzuje osoby, których depresja nie dotyczy? – To ludzie, którzy mają wysoki poziom obowiązkowości, dyscypliny i dodatkowo takie dary jak poczucie humoru, odporność na frustrację i umiejętność cieszenia się małymi przyjemnościami. Nie myślę tu o jakimś drylu ani wesołkowatości, tylko o zwyczajnej potrzebie działania. Ja np. dziś rano wyczyściłam dwie szafki w spiżarni. I od razu dobrze mi się dzień zaczął. Taki mały sukces dał pani radość, ale nie wszyscy to potrafią. – Sama się nad tym zastanawiam. W sumie to zagadka. PRAWO DO SMUTKU Właściwie z tego, co usłyszałam, najważniejsze jest, by radzić sobie z depresją. Działać pomimo wszystko, mobilizować się. – Tak. Życie ciągle dostarcza nam różnych zmartwień i powodów do smutku. Gdy zbankrutował nasz bank i jesteśmy bez grosza albo wyrzucili nas z pracy lub ktoś bliski ciężko zachorował, jesteśmy przygnębieni, źli, smutni, zmartwieni, obolali, zniechęceni i apatyczni. I to jest chyba normalne. – Dlatego powtarzam pacjentom: jesteś człowiekiem i masz prawo do różnych uczuć, także do smutku. Ale ważne, aby się w nim nie pogrążać. A od tego mamy rozum. Jeśli będziesz ulegać emocjom, zginiesz. Jeżeli jednak ktoś mimo wszystko nie ma siły wstać z łóżka i mówi, że ma depresję? – Wtedy tłumaczę, że gdy zostanie w łóżku, jego dziecko będzie głodne. Albo obrazi się koleżanka, której obiecaliśmy w czymś pomóc. No dobrze, ale bywa i tak, że człowiek nie ma do czego wstać. Nie ma dzieci, nie ma znajomych, nie ma pracy. – Wówczas trzeba sobie coś znaleźć. Bo rzeczywiście czasami nasze życie tak się ułoży, że jesteśmy samotni. Dotyczy to zwłaszcza starszych osób. Ale z drugiej strony to uproszczenie. Bo każdy może się obudzić któregoś dnia i stwierdzić, że nie ma nic do roboty. I jego życie jest bez sensu. Szukanie sensu życia jest zadaniem każdego z nas i wszyscy miewamy z tym problemy. Ale ma pani rację, bez obowiązków jest trudniej. Gdybym ich nie miała, czułabym się źle. Potrzebuję bodźców do życia. Nawet w czasie wakacji nie potrafię być bezczynna. Wyjeżdżam na obozy tenisowe lub wędrowne. Plaża na Karaibach? Umarłabym z nudów. I wtedy dostałaby pani depresji. – Na pewno (śmiech). Gdy komuś jest smutno i płacze, ciągle płacze, bo np. żona go zdradziła, chyba nie poradzimy mu, aby poszedł po rozum do głowy i się uspokoił. – Ale nie musimy od razu biec do psychiatry. Czasem nawet dobrze się posmucić, to przynosi ulgę. – Tak. Tylko nie nazywajmy tego chorobą. Rozmowa z zaufanymi, bliskimi ludźmi czyni cuda. Inni na ogół też mają zmartwienia i problemy, więc łatwo można odwrócić uwagę od swoich. Odwracanie uwagi od tego, co nas dręczy, to dobra metoda. Akurat piszę o tym książkę. Jak skutecznie odwracać uwagę? – Trzeba usiąść, wziąć kawałek kartki, długopis i zacząć pisać. Jeśli nasz nastrój jest czarny, groźny, niebezpieczny, autodestrukcyjny, depresyjny, trzeba się z niego oczyścić. Tak jak myjemy ręce. Piszemy o tym, co było dobre w naszym życiu, nawet o drobiazgach – jaki prezent sprawił mi największą radość. Albo o wielkich szczęściach, np. co czułam, kiedy urodziłam dziecko. Czyli trzeba pisać o czymś przyjemnym. – Tak, i umysł za tym podąży. Ja bym się tak nie gimnastykowała, ale po prostu wyjechała w góry. – Ktoś jednak może nie być w stanie nigdzie się ruszyć. Wtedy siada się i pisze o dobrych rzeczach, zamiast rozpamiętywać złe. ODWRACANIE UWAGI A oglądanie filmów albo czytanie książek? Też się odwraca uwagę od normalnego życia, a więc i od smutków. – Można nie móc na niczym się skoncentrować. Niedawno pewien ojciec przyprowadził do mnie 18-letnią córkę. Miała same piątki. Ale przestraszyła się matury. Była w panicznym lęku i depresji, jak mówił ojciec. Najpierw poradziłam jej, aby się zajęła czymś miłym, poczytała sobie, bo dowiedziałam się, że to lubi. Okazało się jednak, że nie ma mowy, litery jej się zlewają, nic nie widzi. Potem powiedziałam jej o tym pisaniu o sprawach przyjemnych. Zaskoczyło. Chodzi o to, aby jak najszybciej zmusić głowę do zmiany myślenia. A mózg nie odróżnia tego, co się dzieje naprawdę, od naszych wyobrażeń. Kiedy pojawią się przyjemne wyobrażenia, reaguje tak samo jak wtedy, gdy to się dzieje naprawdę, i zaczyna wydzielać endorfiny. W dużym uproszczeniu depresja to brak endorfin. Innym pomaga sprawianie sobie przyjemności, np. nowa torebka. – Lub pójście do Bliklego na naleśniki czy na koncert do filharmonii. Radzę swoim pacjentom, by sobie założyli skarbonkę antydepresyjną. To znaczy? – Chociażby na nową szminkę. Czy my przypadkiem nie zapominamy, że gdy ktoś ma depresję, nie cieszy go ani szminka, ani koncert? – Mówimy o tym, że wszystkie te sposoby: pisanie przyjemnych rzeczy, wychodzenie poza codzienność, kupowanie sobie czegoś miłego, bardziej zapobiegają depresji, niż ją leczą. Bo jak to wygląda? Nie od razu wpada się w głęboki dół. Depresja nie jest stanem statycznym. Zaczyna się od obniżenia nastroju. Ważne, aby to wyczuć, dostrzec jak najwcześniej. I wtedy trzeba zacząć działać. Bo kiedy smutek i apatia są już tak wielkie, że nie jeśmy w stanie się ruszyć, bez psychiatry sobie nie poradzimy. Nasza kontrola polega na tym, żeby do tego nie dopuścić. To tak jak z pójściem do lasu. Stawiam jedną nogę, potem drugą i… nagle czuję, że się zapadnę. Czy wtedy idę dalej? Czy jesień depresje niesie? To może być zaczyn? – Oczywiście. Wtedy nasz mózg produkuje mniej melatoniny, bo jest mniej światła słonecznego. Poza tym kiedy jest zimno, my, Polacy, mamy tendencję do piecuchowania (w przeciwieństwie do Finów, Norwegów czy Duńczyków, u których też jest zimno i jeszcze ciemniej niż u nas). Zmieńmy więc nasze nawyki. Bo nie dość, że jest mniej światła, to jeszcze siedzimy w domu! Odwrotnie – powinniśmy w te krótkie dni jak najwięcej wychodzić na dwór. Chodzić np. codziennie po zakupy do pobliskiego sklepiku albo jeździć rowerem na bazarek, a nie robić je raz na tydzień w supermarkecie. Już nie mówiąc o tym, że można pobiegać lub pójść na rolki. A gdy pada? – Zakładamy kalosze i pelerynę. Powiem pani, że meteopatia jest przereklamowana. Brałam udział w pewnym eksperymencie, gdzie były dwie grupy: jedna kontrolna, druga eksperymentalna. Każda grupa siedziała przed swoim ekranem, na którym pojawiały się migawki pokazujące aktualną pogodę, a było to w Chicago, słynącym ze zmiennego, wietrznego klimatu. Trzeba było rejestrować zmiany samopoczucia w zależności od obserwowanych na ekranie zmian pogody. Okazało się, że ludzie reagowali zgodnie z tym, co widzieli na ekranie, czyli na deszcz sennością, na wiatr niepokojem, a na słońce dobrym samopoczuciem. Bez względu na to, czy naprawdę tak było, czy nie. Bo tylko jeden ekran pokazywał prawdziwą pogodę. Czy depresja może być związana z lenistwem? – Myślę, że tak. Bo jeżeli czegoś nie zrobiliśmy, a poddajemy się lenistwu, mamy wyrzuty sumienia. Wyrzuty sumienia powodują niezadowolenie z siebie. I nic dziwnego, że źle się czujemy. A najgorsza jest taka mieszanka bezczynności z wyrzutami sumienia. Powstaje wówczas blok przed działaniem. Poddać się temu to najlepsza droga do depresji. I wtedy nie ma lepszego sposobu niż wziąć kartkę i napisać, co bym chciała, aby było zrobione, następnie rozłożyć to na drobniejsze zadania, a potem wybrać jedno, najłatwiejsze, i działać. Najważniejszy pierwszy krok. –Tak. Zdarza się jednak, że niektóre osoby nie są w stanie wykonać takiej prostej czynności. Wówczas lenistwo przeradza się w stan depresyjny. Dotyczy to osób, które nie wierzą w siebie, mają niskie poczucie wartości, uważają, że wiele rzeczy w życiu im się nie udało, albo zbyt często słyszały: z ciebie nic nie będzie, lub obok był ktoś, do kogo bez przerwy je porównywano, że takie wspaniałe nigdy nie będą. Jeśli ktoś się znalazł w tego typu pułapce, powinien pójść do psychologa. Najlepiej poznawczo-behawioralnego, z nastawieniem na rozwiązywanie problemów. Czy osoba w żałobie ma iść do psychiatry? – Może. Tylko nie powinna oczekiwać, że ta wizyta tak jej zmieni nastrój, że wieczorem będzie mogła pobiec do dyskoteki. Nie widziałyśmy się 10 lat, a mam teraz przed sobą jeszcze młodszą kobietę niż dawniej. Jak pani to robi? – I vice versa, ale powiem tak: nie starzeje się ten, kto ciągle się czegoś uczy. Ja ostatnio chodzę na włoski. Podobne wpisy – Kultywowanie cech kobiety, które czynią ją poddaną, uległą, pozbawioną własnej wartości, jest szkodliwe dla całego społeczeństwa. Patriarchat zniszczył nie tylko kobiety, ale i mężczyzn – uważa Ewa Woydyłło-Osiatyńska, psycholożka i terapeutka uzależnień. Przypomnijmy: dr hab. Paweł Skrzydlewski, doradca ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka, stwierdził niedawno, że jednym z priorytetów polityki oświatowej na przyszły rok szkolny jest „właściwe wychowanie kobiet, a mianowicie ugruntowanie dziewcząt do cnót niewieścich”. Czym te ostatnie właściwie są? I czy mogą być kluczowe w budowaniu szczęśliwego życia? Ewa Bukowiecka-Janik: Ugruntowanie cnót niewieścich. Co pani o tym sądzi? Ewa Woydyłło-Osiatyńska: Dramatyczny styl wypowiedzi. „Cnoty niewieście”. Sama już nie wiem, czy to ironia, czy bezczelność… Bo kim jest właściwie niewiasta? Sprawdziłam to wcześniej. Niewiasta to z prasłowiańskiego „ta, której nikt nie zna, o której nikt nic nie wie”, nowa kobieta w rodzinie. Czyli młoda, tajemnicza i ta, której zachowaniu należy się przyglądać. Błędna etymologia to „ta, która nic nie wie” w opozycji do wiedźmy, czyli „tej, która wie”. Zrobiła pani coś bardzo cnotliwego teraz. Tak? Tak. Nie powtarza pani bezmyślnie po innych, myśli pani samodzielnie, choć zestawienie niewiasty i wiedźmy w kulturowym ujęciu mi się podoba. Jest dowcipne. Krytyczne myślenie to zdecydowanie cnota. Dlatego myślę, że sam pomysł ugruntowania cnót niewieścich, kiedy już go odrzemy z tej archaicznej stylistyki i wyjaśnimy, co znaczy, jest dobry. Chęć założenia rodziny, bycia żoną i mamą to nie jest żadna cnota. To może być plan na przyszłość, jeden z wielu. Cnoty to wartości, cechy, które sprawiają, że mamy dobre, udane, szczęśliwe życie To coś nowego. Polski internet kipi ze śmiechu, a sama koncepcja ugruntowania cnót niewieścich zdała się przelać czarę goryczy – Sejm debatował nad wotum nieufności dla ministra Czarnka. Nic dziwnego. Wciskanie kobietom cnót niewieścich w XXI w. w takim ujęciu jest jak uczenie w szkołach kaligrafii w dobie cyfryzacji. Jak ogłoszenie na akademiach sztuk pięknych: „Proszę państwa, wracamy wyłącznie do rytów naskalnych”. To kompromitacja. Natomiast cnoty niewieście same w sobie są paletą fantastycznych cech, których w Polsce najbardziej brakuje grupie mężczyzn pokroju autorów tych wypowiedzi i dlatego ich wdrażanie wśród mężczyzn mogłoby być bardzo pożyteczne. Próżność, egotyzm, zainteresowanie sobą w opozycji do oddania się rodzeniu dzieci i tworzeniu jedynego słusznego modelu rodziny. To są cnoty niewieście według resortu edukacji. Chęć założenia rodziny, bycia żoną i mamą to nie jest żadna cnota. To może być plan na przyszłość, jeden z wielu. Cnoty to wartości, cechy, które sprawiają, że mamy dobre, udane, szczęśliwe życie. „Cnoty niewieście”, skoro mamy trzymać się tej nieszczęsnej stylistyki, są zatem niczym innym, jak zaletami kobiet, które wchodzą w dorosłość. Zainteresowanie sobą i własnymi potrzebami jest kluczowym narzędziem w budowaniu szczęśliwego życia. To uświadomiła rzeszom Polek Natalia de Barbaro w „Czułej przewodniczce”. Właśnie. Do cnót niewieścich nawet w tym stereotypowym ujęciu należą też wrażliwość, delikatność, uważność, uczuciowość, empatia, szacunek do innych, łagodność. Czy jest w nich coś złego? Absolutnie nie. Każdy rodzic życzyłby sobie, aby jego dziecko zachowywało się w ten sposób. I jest to możliwe, gdy podchodzimy do dziecka z czułością, wrażliwością, zrozumieniem i szacunkiem. Całkowicie przeciwnie niż obecnie Ministerstwo Edukacji i Nauki podchodzi do młodzieży. Ono chce narzucać, rozkazywać, prawić, grozić palcem, nakładać sankcje. Tak wychowywane są kolejne pokolenia chłopaków, którzy zioną agresją i wychodzą na marsze niepodległości albo zostają kibolami, a od kobiet wymagają, żeby siedziały cicho w domu. Obserwuję Polaków jako psycholożka od kilku dekad i powiem pani, że jeśli komuś brakuje cnót w życiu, to głównie mężczyznom. Edukacja ma wielki wpływ na kształtowanie się mentalności i świadomości. Z badań czytelnictwa wynika, że mężczyźni czytają coraz mniej, zaś kobiety coraz więcej. Nie tylko w Polsce. Także więcej kobiet niż mężczyzn idzie na studia. Na uniwersytetach trzeciego wieku też widuję wyłącznie kobiety. Tych przepaści jest wiele i będą się one pogłębiać. Jestem terapeutką od wielu lat i gdy pracuję z kobietami nad problemami w ich związkach, najczęściej słyszę: „Bo mój mąż nie rozmawia”. „Kochanie, dokąd chciałbyś jechać na wakacje?”. „Obojętnie, załatw to” – słyszą w odpowiedzi. „Chcę porozmawiać”. „Daj mi spokój, o co ci chodzi”. Ten dialog, choć brzmi jak satyra, jest rzeczywistością wielu małżeństw. To jest wtórna niemota. Powrót do stanu atawistycznego. Szczeknąć mogę, warknąć, zajęczeć, ale nie umiem rozmawiać? Czytelnictwo to narzędzie konieczne do rozwoju. Bez czytania jesteśmy w stanie tylko powtarzać po innych. Ale edukacja i czytanie to też nauka wyrażania myśli i uczuć, co ewolucyjnie kobietom wychodzi po prostu lepiej. Kobiety potrafią się otwierać, słuchać, uczyć, przyznawać do błędu, pragną zmian, rozwoju i zyskują na tym. Wystarczy spojrzeć na statystyki. Kobiety żyją dłużej, bo żyją lepiej. Kropka. Dlatego tak bardzo polskie kobiety wkurza, gdy to mężczyźni prawią o cnotach niewieścich i chcą decydować o naszych ciałach. To zjawisko również jest przejrzyste. Kobiety rzeczywiście zżymają się, że to mężczyźni chcą dyktować im, co mają robić i że to kolejny przejaw dyskryminacji. Oczywiście, jednak oni sami nie analizują tego aż tak głęboko. Zostają na poziomie: ja tu rządzę, więc mówię, co macie robić. Mentalność zmuszania, narzucania, przemawiania z ambony. Tak rządzą, tak traktują innych, tak chcą wychowywać dzieci i kształtować edukację, bo nie wiedzą, że to już nie zadziała. To jest pochodna czarnej pedagogiki. Wmawianie kobietom, jaka jest ich rola, to odmawianie im wolności, mówienie, co im wypada, a czego nie, to przedmiotowe traktowanie, dyskryminacja. To poważne nadużycie. Nikt nie powinien mieć takiej władzy nad drugim człowiekiem Czarna pedagogika niestety nie jest pieśnią przeszłości. Obecnie może nie mówi się już, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale nadal dzieci traktuje się przedmiotowo i przejawia się to na rozmaite sposoby. Np. ocenianiem, wlepianiem etykiet. Próżność czy egotyzm do nich należą, dlatego obawiam się, że jakkolwiek karykaturalnie brzmi „ugruntowanie cnót niewieścich”, tak na poziomie przekazu trafią do części społeczeństwa. Nikt nie chce mieć próżnego dziecka. To nie jest zmartwienie szkoły. Ministerstwo Edukacji wykracza poza swoje kompetencje. Chce wychowywać zamiast uczyć. To, o czym pani mówi, to problem mentalności społeczeństwa. Rodzice wymagają: nauczcie nasze dziecko tego, czego sami nie umiemy. Dlatego połkną haczyk i dadzą się nabrać na „ugruntowanie cnót niewieścich”. Egoizm wynosi się z domu, z kolei próżność rozumiana jako koncentrowanie się na swoim lustrzanym odbiciu jest efektem zaniedbania intelektualnego rozwoju. Dzieci kopiują z dorosłych – i to nie tych napotkanych w szkole. Szkoła ma obowiązek być dobrym miejscem – takim, do którego dzieci nie boją się i chcą chodzić. Sączenie „cnót niewieścich” w postaci szkodliwych przekonań o kobiecości z XIX w. skończy się propagowaniem kultury gwałtu i przyzwoleniem na przemoc? Jeśli uznamy słownik, w którym cnoty niewieście to chęć rodzenia dzieci i koncentrowanie się na budowaniu rodziny z mężczyzną, to można powiedzieć, że cnotami niewieścimi jest piekło wybrukowane. Kultywowanie cech kobiety, które czynią ją poddaną, uległą, pozbawioną własnej wartości, jest szkodliwe dla całego społeczeństwa. Patriarchat zniszczył nie tylko kobiety, ale i mężczyzn. Mężczyźni nadużywają władzy, bo nie potrafią postępować godnie, normalnie. Wmawianie kobietom, jaka jest ich rola, to odmawianie im wolności, mówienie, co im wypada, a czego nie, to przedmiotowe traktowanie, dyskryminacja. To poważne nadużycie. Nikt nie powinien mieć takiej władzy nad drugim człowiekiem. Jako terapeutka, pracująca głównie z kobietami, których mężowie są uzależnieni od alkoholu, obserwuję z bliska tragiczne skutki wychowania dziewczynki na uległe dorosłe. Kobieta, która idzie w świat ze zdruzgotaną samooceną przez wieczne wmawianie jej, jaka ma być oraz z poczuciem, że na miłość i szacunek trzeba zasłużyć, to przyszła ofiara. Prędzej czy później nią będzie. Samo narzucanie takiego myślenia, trwanie w nim jedynie spowalnia proces zmian, który już się dzieje. Widzimy to choćby na strajkach kobiet. Wychowywanie dziewczynek do cnót niewieścich nie sprawi, że kobiety zrezygnują z wykształcenia czy swoich praw. To sprawi, że będą musiały o nie walczyć, iść pod prąd, a tak być nie powinno i nie w każdym środowisku to się uda. Niestety znam i obserwuję wiele kobiet, które przez brak znajomości własnych potrzeb i umiejętności żyją w niewoli. Nie potrafią np. zarobić, żeby utrzymać siebie i dziecko, przez co boją się odejść od męża, który źle je traktuje. Niektóre z nich nawet o tym nie myślą. To tragedia nie tylko tej kobiety, ale całej rodziny. Tak, i całego społeczeństwa. Kobiety pragną tego samego, co każdy człowiek: wieść ciekawe życie w zgodzie ze sobą. To nie znaczy, że będą one rezygnować z macierzyństwa. To znaczy, że będą budować związki, zakładać rodziny, kształcić się, rozwijać, czyli robić wszystko, co ubogaca społeczeństwo. Cnoty niewieście takie, jakimi widzi je nasze ministerstwo edukacji, uniemożliwiają to. Zubażają. Natomiast ja się o polskie kobiety nie martwię. Każda dziewczynka poza nauczycielami i rodziną zna też inne dziewczyny i chłopaków. Ma dostęp do internetu. Czyta, obserwuje. Na jakimś etapie zbuduje się w niej świadomość swoich praw, a te nowe normy, o które walczą kobiety, staną się jej normami. Dowodem na to, że tak będzie, jest chyba historia współczesnych 30-, 40-latek, które wychowane często na grzeczne i potulne, stawiają na swoim i zaczynają żyć po swojemu. Nasze babcie i matki często urabiały się po łokcie, by sprostać wymaganiom patriarchatu, a my już postępujemy inaczej. Dokładnie. I byłoby super, gdyby wspierała je w tym szkoła, a nie sypała piachem w oczy. Jeśli jednak tego nie zrobi, to choć narobi po drodze wiele złego, ostatecznie się skompromituje. Feminizm jest już normą, tak jak normą stało się używanie elektryczności. Nikt już nie oświetla domów lampami naftowymi i już nikt nie cofnie kobiet do ról ukutych wieki temu. Nikt nie ma takiej mocy, jestem o tym przekonana. Zobacz także Poczucie własnej wartości budują nasi rodzice, szkoła i rówieśnicy. Jednak to dom rodzinny ma na nas największy wpływ i jest fundamentem, który decyduje o tym, czy w przyszłości będziemy cieszyć się życiem. Czy kobiety mają większy problem z samoakceptacją? Dlaczego mężczyźni nie chcą ujawniać swoich słabości? Na pytania odpowiedziała dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska, psycholożka, terapeutka ds. uzależnień i autorka książki „Droga do siebie. O poczuciu wartości.” Poczucie własnej wartości u dziecka. „Jesteś ważny” Karolina Bielawska, Poczucie własnej wartości a samoakceptacja. Czy są to pojęcia tożsame? Ewa Woydyłło-Osiatyńska, psycholożka i autorka książki „Droga do siebie. O poczuciu wartości”: Poczucie wartości jest profesjonalnym, ogólnym określeniem szacunku dla samego siebie. Natomiast samoakceptacja to pojęcie na trochę mniej głębokim poziomie. Poczucie wartości jest fundamentem, który odgrywa ogromną rolę w naszym życiu. Polega na zadawaniu pytań, zastanawianiu się, czy lubię być sobą, czy w pełni akceptuję siebie, czy lubię spędzać czas sam/a ze sobą. Nie chciał/abym być kimś innym i nie zamienił/abym się z nikim na życie. Dostrzegam swoje dobre strony i doceniam, że jestem serdeczny/a czy pomocny/a. Śmieję się, ale czasami płaczę i nie wstydzę się wyrażania uczuć. Podarujmy dzieciom czas. Poczucie własnej wartości przyjdzie samo Myślę, że wiele osób ma problem z lubieniem siebie. Gdzie należy upatrywać się przyczyn niskiego poczucia wartości? W środowisku rodzinnym? A może wpływ na to mają inne czynniki – szkoła i rówieśnicy? Dom rodzinny najbardziej wpływa na budowanie poczucia wartości u dziecka, ale wpływ może mieć też szkoła, a potem osoby, z którymi mamy do czynienia już w dorosłym życiu. Od tego, jak dziecko jest traktowane — z szacunkiem czy z lekceważeniem — zależy to, jak ono samo będzie o sobie myśleć i siebie postrzegać. Dziecko nadmiernie karcone i pozbawione ciepła nabierze przekonania, że nie jest warte miłości i uznania. Taka postawa będzie rzutować na to, jak potoczy się dalsze życie tej osoby. Poczucie wartości to bilet wstępu do tego świata. Maska mężczyzn a ukrywanie swoich słabości Kto ma większy problem z poczuciem własnej wartości – kobiety czy mężczyźni? Czy nie jest to zależne od płci? Kobiety częściej twierdzą, że mają niskie poczucie wartości, ale myślę, że to tylko świadczy o większej refleksyjności kobiet i naszej uważności na to, jak same siebie widzimy i jak widzą nas inni. Z jednej strony mówimy o braku samoakceptacji, a z drugiej — więcej kobiet uczy się języków obcych, kończy studia, często kilka fakultetów. Przywiązujemy też większą wagę do wyglądu i bardziej dbamy o siebie — o nasze zdrowie i nasze relacje. Statystycznie wszędzie na świecie kobiety żyją dłużej niż mężczyźni, a więc chyba lepiej wiemy, jak żyć… Pytanie, z czego wynika przekonanie o mniejszej pewności siebie kobiet? No, na pewno jest w nas mniej pychy. Dzięki temu nie osiadamy na laurach, ciągle się rozwijamy i doskonalimy się. Bywalczyniami bibliotek w Polsce są w dziewięćdziesięciu procentach kobiety. Osobiście potwierdzam to, ponieważ moje książki też czytają głównie kobiety. „Kobiety są bardziej świadome swych braków” A mężczyźni? Czy w ich przypadku pewność siebie może być tylko grą pozorów? Mężczyźni często noszą maskę, bo nie chcą przyznać się do słabości. Podobnie jak kobiety, oni również nie mają pewnych umiejętności. Niewielu z nich potrafi bawić się z dziećmi, rozpoznawać uczuć ani rozmawiać o emocjach. Dotyczy to zwłaszcza mężczyzn ze starszego pokolenia. Inaczej wygląda to u młodych mężczyzn. To nowe pokolenie mężczyzn powoli porzuca rolę „maszynki do zarabiania pieniędzy” i zaczyna uczyć się cieszyć rodziną, interesować swoimi dziećmi i dbać o dobre relacje. Młode pokolenie to trochę inna rzeczywistość, ale wciąż musi minąć trochę czasu zanim stanie się to normą. Kto częściej odwiedza gabinet terapeuty w związku z poczuciem niepewności? Zdecydowanie kobiety. Mamy więcej niepewności związanej z obrazem własnej osoby i częściej zwracamy się o pomoc. Mężczyźni boją się bycia uznanym za słabych, nie lubią się uzewnętrzniać. Nie chcą, aby ktoś wiedział o ich problemach, więc duszą je w sobie z obawy, że ktoś odkryje ich brak umiejętności. Kobiety są bardziej świadome swych braków i to paradoksalnie pcha je do przodu. Mężczyźni nie chcą i nie mówią o swoich niedoskonałościach. I samo to już świadczy o niskim poczuciu wartości. Poczucie własnej wartości zmienia się w zależności od kontekstu A czy można mieć jednocześnie wysokie i niskie poczucie wartości w zależności od sytuacji? Tak. W zależności od sytuacji wchodzimy w różne role: na przykład można doskonale funkcjonować w pracy, a w w domu, w obecności męża, teściów, a nawet własnej matki można czuć się jak zastraszona szara myszka w obecności drapieżnego kocura. Podczas pandemii opracowałam kilka materiałów edukacyjnych w wersji wideo. Jeden z odcinków dotyczy przemocy domowej i ukazuje sytuację kompetentnej i pewnej siebie dyrektorki szkoły, która nagle zmienia się w taką zastraszoną myszkę, gdy odbiera telefon od męża. Natychmiast blednie, cała drży i tłumaczy się płaczliwie, że nie uprasowała mu jakiejś koszuli. Z drugiej strony słuchawki słychać krzyk i pretensje. Pokazuje to, że kobieta ta w swojej roli pozadomowej funkcjonują świetnie i zasługuje na respekt. Wystarczy, że znajdzie się w domu, gdzie mąż lub dzieci nie doceniają jej starań i wysiłków, są roszczeniowe lub podnoszą głos, a zmienia się w szarą myszkę. Ofiary przemocy wymagają wsparcia, ale w Polsce nadal brakuje takich miejsc, gdzie znajdą pomoc zarówno psychologiczną, jak i prawną. Czy osoby z niskim poczuciem wartości szybciej się poddają i nie podejmują działania? Poczucie niskiej wartości jest nawykiem, przyzwyczajeniem. Jeśli mówisz sobie, że do niczego się nie nadajesz, jesteś nikim, wynika to najczęściej z twojego postrzegania siebie. Fakty tymczasem mówią co innego. W gabinecie często rozmawiam z kobietami, które założyły firmę, urodziły i wychowały dzieci, a nadal nie czują się wystarczająco warte uznania. Wtedy zwracam uwagę na jej dokonania i staram się pomóc jej zobaczyć bardziej prawdziwy obraz własnej osoby. Czasem zajmuje to trochę czasu, ale taki sposób samooceny zwykle pomaga poprawić poczucie wartości. Perfekcjonizm jest naszym wrogiem, nie sprzymierzeńcem Czy poczucie wartości przychodzi z wiekiem? Może, ale nie musi, bo wiek często podcina kobietom skrzydła. Te, które świetnie funkcjonowały i czuły się spełnione, były zadbane i pięknie wyglądały muszą zmierzyć się z nieuchronnością przemijania. To nie działa motywująco. Natomiast połączenie wieku i mądrości jest drogą do samoakceptacji. Ale trzeba pamiętać, że mądrość nie jest równoznaczna z wiekiem. Człowiek może wypracować pozytywne nastawienie do świata, czerpać z niego i uczyć się na błędach, mając 30 lat. Można też być starcem, który nie ma do przekazania nic wartościowego, wszystko widzi w czarnych barwach, łącznie ze sobą i swoim życiem. Jednak pewnego dnia stajemy przed lustrem i mówimy sobie, że już nic nie musimy. Nie będę już nosić szpilek ani spódniczek mini. Nie chcę już się wysilać. Uroda i tak przemija, więc teraz skupię się na czymś innym. Pojadę na obóz jogi lub obóz tenisowy. Albo pojadę do Meksyku. Całe życie o tym marzyłam. Oczywiście, jeżeli mnie na to będzie stać… Czy istnieje związek pomiędzy niskim poczuciem wartości a perfekcjonizmem? Jest to bardzo silnie ze sobą związane. Perfekcjonizm zakłada ciągły wyścig. Nie pozwala na popełnianie błędów i sprawia, że muszę udowodnić sobie i światu, że jestem coś warta. Zużywamy energię, aby osiągnąć szczyt. Jednak dążenie do niedoścignionego ideału sprawia, że nie potrafimy cieszyć się z mniejszych sukcesów ani docenić tego, co mamy i co sprawia nam radość. Perfekcjonizm jest tak naprawdę naszym rywalem. Natomiast poczucie wartości jest dobrym towarzyszem życia, który zachęca nas do działania, a nie zniechęca. Dlatego warto o nie zadbać. Rozmawiała: Karolina Bielawska, Ann Asystent Zdrowia Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska: psycholog, terapeutka uzależnień. Spopularyzowała w Polsce leczenie oparte na modelu Minnesota, bazującego na filozofii Anonimowych Alkoholików. Autorka książek „Sekrety kobiet”, „My-rodzice dorosłych dzieci”, „Bo jesteś człowiekiem”, „Dobra pamięć, zła pamięć”, „Ludzie, ludzie”, „Żal po stracie”. W swojej ostatniej książce “Droga do siebie. O poczuciu wartości” zaprasza do uważnej, czułej, a jednocześnie konkretnej i energetyzującej podróży w głąb siebie w poszukiwaniu poczucia wartości. Czytaj więcej w Ann Asystent Zdrowia: DDA: Dorosłe Dzieci Alkoholików. „Kiedyś pójdę na terapię” [MAGAZYN ANN]„Przemoc psychiczna występuje wobec bliskich”[cz. I ROZMOWY]Dzieci w obliczu wojny. Czego najbardziej boją się dzieci uchodźców? [ROZMOWA] na zdj. Ewa Woydyłło / fot. Maciej Stanik

dr ewa woydyłło osiatyńska